środa, 3 maja 2017

Róż i szarość - Annabel Pitcher "Moja siostra mieszka na kominku"

Powiecie może, że macie dosyć książek rekomendowanych jako wzruszające, ale odmienne, od pozostałych wyróżniające się przyjętą przez autora konwencją, zaskakujące nietuzinkową perspektywą. Podejmujące temat pozornie banalny i wytarty w sztampowości powieleń, albo trudny i jako taki stanowiący wyzwanie, któremu trudno sprostać. Powiecie, że wcale nie wierzycie w wyjątkowość kolejnej historii o poskramianiu smutku i ujarzmianiu chorobliwego przywiązania do przeszłości, o wydobywaniu się z nałogu rozpamiętywania. Zapewniacie także, że miłość rodzicielska nigdy nie murszeje, więc trwanie przy pielęgnacji wspomnień i próba przywrócenia przeszłości jest jak najbardziej naturalną reakcją. A jeżeli pokażę Wam książkę Annabel Pitcher i obiecam, że pod pudrowym różem okładki kryje się coś więcej niż tylko splot dziecięcej próby usystematyzowania świata? Że autentyczność uczuciowych odruchów i słabostek obnaża dojmujące pragnienie bezpieczeństwa, ciepła i uwagi? Spróbujecie mi uwierzyć?



„Moja siostra mieszka na kominku” to jedna z czterech książek podarowanych mi przez Kochaną Klaudynę i jak pozostałe, wywołała we mnie mnóstwo sprzecznych wrażeń, z którymi musiałam przez jakiś czas pobyć w odosobnieniu, by wydestylować z nich rdzeń refleksji. Zdarza się, że spoglądając na sam tytuł, nie mamy cienia wątpliwości, że dana powieść jest jedną z tych, które koniecznie musimy przeczytać. Dla mnie jedną z nich była właśnie prezentowana dziś książka, nie tylko dlatego, że stanowiła połyskującą wzruszeniem obietnicę na poły sprawozdawczej, na poły zaś silnie emocjonalnej opowieści o okaleczonym świecie postaci kurczowo trzymających się przeszłości. Przeczuwałam tu coś ponad walor dziecięcej perspektywy i nie zawiodłam się, otrzymując splot tęsknoty za tym, co utracone i nieznane, silnie zagęszczony serdecznością więzi pomiędzy rodzeństwem – nastoletnimi rozbitkami na wyspie odtrącenia. Na zaproszenie niespełna jedenastoletniego chłopca wkraczamy do domu, o ścianach wyziębionych kłótniami i rosnącym dystansem. Poznajemy rodzinę, która w pewnym momencie redukuje się do rodzeństwa i wiernego kota, wpisanych w przeklęty krąg oczekiwania, tęsknoty i inercyjnego braku nadziei.



 ✩
"(…) bo nie wiedziałem, że może być inaczej."

[Annabel Pitcher, Moja siostra mieszka na kominku, s. 57-58]

Przyznaję, że kiedy po raz pierwszy przeczytałam tytuł powieści, uderzyła mnie jego prostota – zupełnie, jak gdyby te słowa stanowiły fragment dziecięcej, zatrważająco szczerej autoprezentacji, zasilanej najzwyklejszym przyzwyczajeniem. Obycie z czymś, co nam wydaje się nieco makabrycznym to chyba najbardziej znamienne cecha Jamie’go, który pragnąc normalności przyznaje, że nawet nie wie, czym ona tak do końca jest, a nieumiejętność jej zdefiniowania wynika po prostu z braku punktu zaczepienia dla tego pojęcia. Jedynym układem odniesienia mogą być inne rodziny, ale przecież życia innych są dla niego światem nieznanym, rzeczywistością podziwianą tylko z daleka lub na ekranie telewizora. Uśmiechając się nieco smutnie, wyobrażam sobie rezolutnego rudowłosego chłopca o buzi pokrytej piegami, który przedstawiając się, opowiada pokrótce o swojej rodzinie – szorstkim, pogrążającym się w milczeniu alkoholizmu ojcu, matce-uciekinierce i dwóch starszych siostrach. Jasmine i Rose, bliźniaczki o kwiatowych imionach dzieliło – i wciąż dzieli niemal wszystko, poza datą urodzenia. Introwertyczna Jas pragnie uciec od kakofonii kłótni rodziców do niedostępnego nikomu świata bezpiecznego swą przewidywalnością, a pragnienie kontroli kieruje w restrykcji żywieniowej i szczególnym zainteresowaniu horoskopami. A Rose… No cóż… Rose mieszka na kominku…

 ✩

Sam tytuł daje nam przedsmak bolesnej w swym unaocznieniu szczerości malca, nie pamiętającego spokojnego domu, bez kłótni, codzienności wolnej od dziwacznych ceremoniałów, rytuałów porażających pustką i bezsensem oraz ksenofobii i ciągłego rozmijania się. Rodzice chłopca to wciąż znajdujące się w ruchu elementy definiowane przez napięte oczekiwanie, pozorną obecność, potęgującą strach i złość, tęsknotę za ciepłymi gestami czy najzwyczajniejszą opieką oraz naiwną wiarę w odwrócenie kolei losu. Paradoksalna wszechobecność i centralna pozycja zmarłej tragicznie Rose przepełnia życie rodzinne monochromatyzmem narzuconego dzieciom obyczaju. Chłopczyk zastanawia się nad fenomenem Rose, poprzez jego relacje przebłyskują kategoryczne zakazy i nakazy rodziców, które w interpretacji dziecka przybierają formę argumentu: „bo ona nie żyje i jej rzeczy są święte”. Dom z wolna zaczyna się rozpadać, najbliżsi stają się nieznajomymi, przechadzającymi się gdzieś po peryferiach czułości. Czerw żałoby i dręczenia sumień toczy ojca, u którego maska winowajcy i pokrzywdzonego krzepnie pod strugami alkoholu i zarzutami wobec żony. Matka, nie mogąc znieść neurotyczno-delirycznych oskarżeń odchodzi, pożegnanie wpisując w skromne przyjęcie urodzinowe bliźniaczek, druzgocząc ostatecznie wrażliwość bezgranicznie smutnej, snującej się w poczuciu zbyteczności Jas.

Trudno określić miarę czasu niezbędną do uporania się ze śmiercią w rodzinie, zwłaszcza tak niespodziewaną. Na ile jednak powolne oswajanie się z rozłąką może przynieść ukojenie? Przecież wiedza nieodległego rozstania jest równie dojmująca, co późniejsza bezdeń nieobecności… Pojawia się ponadto pytanie o kondycję emocjonalną samych rodziców – bo jak pojąć drążącą ich próżnię, wykorzeniającą uczucia dla Jasmine i Jamie’go? Czy rzeczywiście jedna strata musi pociągać za sobą kolejne?


 ✩

Pewnie już trochę się domyślacie, że narracja uwzględniająca perspektywę dziecka ma dla mnie walor szczególny jako wyjątkowo prostolinijna, skupiona na detalu i zdumiewająca spostrzegawczością naszego literackiego przewodnika i chętnie sięgam po książki wykorzystujące ten chwyt. Nie wiem, czy przyczyną tego jest poszukiwanie  pierwotnych, najczystszych, nie skażonych jeszcze świadomością pojęć i emocji, czy też po prostu lubię, kiedy to dziecko wprowadza mnie do swojego świata, ponieważ jest tak odmienny od tego dorosłego, a zarazem tak bliski moim potrzebom. Niemniej Jamie z miejsca staje się naszym druhem, bez skrępowania pokazując dom inny od wszystkich – w którym kominek przybrał formę mauzoleum  i sanktuarium zarazem. Czasami przyłapywałam się na tym, że uciekam myślami do gzymsu naszego kominka i przez jakiś czas spoglądałam nieufnie na nagromadzenie rodzinnych bibelotów i wspomnień, zaklętych na zdjęciach. Kominek w domu Jamie’go to przestrzeń odrzucająca dzieci – choć przyzwyczajone do „obecności” siostry, znużone są corocznymi wyjazdami na jej pożegnanie, mające za każdym razem odbyć się w innych okolicznościach i za każdym razem – udaremniane przez słabość woli.



W przypadku, kiedy mamy do czynienia z bohaterami dziecięcymi z pewnością silniejsze i dogłębniej oddziałujące są również emocje, zupełnie inaczej filtrowane przez wrażliwość dorosłych. Prawda, bywają przypadki, w których tego typu operacja fabularna zakrawać może na manipulację, otwartą igraszkę z emocjami czytelnika, poprzez podsuwanie mu czułostkowych, zanadto rozdzierających lub irytujących koloryzacją obrazów. W opowieści Annabel Pitcher szczęśliwie brak grafomańskiego wyrachowania. Wręcz przeciwnie, autorka bardzo zręcznie komponuje świat przedstawiony z przemyśleń, wspomnień, domysłów i zdarzeń, których uczestnikiem lub świadkiem jest Jamie.

 ✩

„Jeżeli zazdrość jest czerwona, a wątpliwość czarna, szczęście musi być brązowe.”
[Ibidem, s. 276]

Jamie’go poznajemy na granicy osiągnięcia wieku „dwucyfrowego”. Prostolinijność i wrażliwość dziecka pozwala uwypuklić nonsens codziennej groteski. Sympatycznemu malcu przychodzi żyć w realiach zupełnie dla niego niepojętych, ale i sam czytelnik zadaje sobie raz po raz pytanie o obojętność i bezrefleksyjność rodziców. Samo rozumienie nie jest jednak kwestią kluczową – zdezorientowanemu dziecku wystarczyłaby bowiem normalność i uwaga. Utalentowany plastycznie chłopczyk zaskakuje spostrzegawczością i niecodziennością przeprowadzanych analogii, kojarząc codzienne zjawiska z przedmiotami czy fenomenami, zagubionymi przez dorosłych w stępieniu pośpiechem. Na mocy zabawnych niekiedy, innym razem poruszających porównań jego opowieść staje się zbiorem uroczych paraleli zrodzonych przez umysł wrażliwy, wysubtelniony na detal, naznaczony przy tym wyjątkową prostotą i skrzący kolorytem dziecięcej percepcji.

Jamie, jako dziecko obdarzone talentem plastycznym dokonuje znakomitej interpretacji zjawisk, sięgając po porównania nierzadko oparte na synestezji. Stąd też czerwień będzie dla niego kolorem zazdrości, przepalającej żyły i brzuch, a czerń staje się emblematem paraliżującej wątpliwości, stanowiącej przeciwwagę gorącej żółtej radosnej nadziei. Z kolei opisując świat, chłopczyk posługuje się obrazowymi metaforami, uroczymi i zaskakującymi, na mocy których trzask mrozu jest podobny w swej chrupkości do ryżowych płatków, serce puchnie, jak ciasto, lub drży, jak podekscytowany piec, a księżyc w pełni, podobny do spodeczka pełnego słodkiego mleka, jest apetycznym przysmakiem, pokazywanym ukochanemu kotu. Podobnych, ślicznych obrazków mamy w powieści dużo więcej, a każdy z nich stanowi dowód dziecięcej prostoty i trafności skojarzeń, nie zmąconych jeszcze nawałnicą impulsów. Pobrzmiewa w nich jakaś może dadaistyczna czystość, oddziałująca silnie na moją własną wyobraźnię, prowokującą powroty do podobnych zestawień, bez wtrętów i spłycających je kalek.  

 ✩

Wobec egoistycznej postawy rodziców, dzieciństwo zamienia się w posępną pustynię – bezsilność, samotność, niemy krzyk. Jest to pustkowie bez dorosłych i uwikłanie w  utkaną przez nich przez nich gęstą sieć absurdów. Ojciec – za ścianą, lub bełkoczący, układający stare fotografie – świadectwo przeszłej, lecz bezpowrotnie postradanej normalności oraz matka, na którą wciąż się czeka – niezbyt odpowiedni to opiekunowie. Nonsens tej rzeczywistości to budzący sprzeciw aksjomat, którego podnosić nie trzeba, natomiast warto zwrócić uwagę na to, co razi śmiesznością samego Jamie’go. Autor książek o książkach, eufemizmy (które z czasem zaczną przenikać do języka dzieci), sakralizacja przedmiotów należących do Rose i tabuizacja wielu dziedzin życia to tylko skromny wyimek. Jamie postrzega jako dziwaków postrzega nie tylko swoich rodziców. Równie niezrozumiałe są dla niego metody dydaktyczne stosowane przez panią Farmer, która zachowanie dzieci ilustruje poprzez wspinaczkę aniołków do nieba. Dla Jamie’go oczywista jest pustka i niewystarczalność symboli wobec na przykład Sanyi, której wierzenia różnią się od dominującego nurtu religijnego. Chłopiec zastanawia się, czy nie słuszniej byłoby obchodzić pory roku, a polegając tylko na wiadomościach wpojonych mu w szkole, może jedynie życzyć przyjaciółce szczęśliwego Ramadanu.

 ✩
"Jas jest duża, śliczna, różowa i ma kolczyki w różnych miejscach (…)."
[Ibidem, s. 167]

Nie mogłabym przemilczeć fascynacji samą Jasmine, której postać podczas czytania przywiązała mnie do siebie mnie najmocniej. Siostra bliźniaczka Rose staje się ofiarą rodzicielskiego przywiązania do zmarłej córeczki, próby zaklęcia i odwrócenia faktów, w wyniku którego pomijają indywidualność pozostałej przy życiu dziewczynki. Dla Jamie’go dziewczynka jest autorytetem, który w swej barwności stanowi rażący kontrast dla szarości statycznej Rose, upostaciowanej przez prochy zamknięte w urnie. Wskrzeszające córkę gesty rodziców – przebieranie za grzeczną dziewczynkę, strojenie jej w rozkloszowane spódniczki i pantofelki – są tak naprawdę powolnym uśmiercaniem i odbieraniem zaufania Jasmine, przejętej poczuciem winy. Jasmine szczególną niechęcią pała do wszelkich niespodzianek, w zaskoczeniu dostrzegając jedynie potencjał druzgoczących wiadomości i wróżbę strat. Próbuje więc zgłębić przyszłość poprzez horoskopy. Z rodzicielskich objęć, upodabniających ją do Rose ucieka, zamieniając się w istną wróżkę „całą różową”. Dzień idealny na przełom stanowi dla niej graniczna data urodzin, a różowe włosy i kolczyk Jamie zacznie kojarzyć jako jedyną i właściwą Jas cechę, upatrując w niej kwintesencji osobowości troskliwej i niezależnej, lecz zagubionej siostrzyczki.


Jas posługuje się jeszcze jednym sposobem na ujarzmienie lęków – coraz silniejsze restrykcje żywieniowe sprawiają postępujące nikniecie dziewczynki, silnie martwiące Jamiego, który podsuwa dziewczynce ukochane smakołyki. Dla niego Jasmine jest piękna i „wystarczająco chuda”. W pocieszeniach, bystry chłopiec wyczuwa niekiedy wysilenie u udawany entuzjazm. Doskonale wie, kiedy kaszel siostry ma przysłonić dźwięk kolejnej otwieranej puszki, a kiedy sen ojca oznacza tak naprawdę jego poalkoholową nieprzytomność. 

Wiara Jasmine w znaki zodiaku przenika do drobnych, lecz wielce znaczących gestów opiekuńczości wobec młodszego braciszka, któremu obiecuje patronat konstelacji – Lwa i Bliźniąt. Choć Jamie początkowo sceptycznie podchodzi do koncepcji siostry, z czasem zaczyna lgnąć do gwiezdnego emblematu swojego znaku zodiaku, zapewne w instynktownej potrzebie poczucia opieki jakiejś wyższej potęgi. Podobnym atrybutem odwagi o zagadkowej proweniencji, ale zarazem zasmucającym kostiumem bezwzględnej miłości i tęsknoty za matką będzie koszulka ze Spider Manem, której chłopczyk nie ściąga, wierząc w jej moc talizmanu. Ma to być strój męstwa i niewrażliwości, a staje się powłoką goryczy i poczucia krzywdy.

 ✩

„Moja rodzina była chyba kiedyś szczęśliwa.”
 [Ibidem, s. 20]

Jedynym świadectwem dawnej sielanki są fotografie, układane z maniakalną precyzją przez odurzonego ojca. Na ile jednak działa tu mechanizm idealizacji przeszłości, a na ile zaś wspomnienia są prawdziwe? Niestety, nie wiadomo. Głosem rozsądku dochodzącym z irracjonalnej równoległej rzeczywistości dorosłych będzie do pewnego stopnia  głos babci, przebijający się niekiedy przez narrację Jamie’go. Jednakże mądrości życiowe staruszki nie zawsze będą wystarczające wobec gnębiących chłopca rozterek i głuchoty dorosłych. Zwłaszcza, że każdego dnia za chłopcem snuje się smętny „cień czegoś przerażającego”, infekujący myśli zwątpieniem i nieodstępującym lękiem. Chłopca irytuje brak możliwości eksponowania siebie – emocje, uważane za słuszne są mu automatycznie przypisywane przez dorosłych, a tym samym, jako odruchowo przyczepiane etykiety – zupełnie stępiające empatię. Buntowniczemu zacięciu, przybierającego nawet kształt drobnych bluźnierstw towarzyszy strach, który w przypadku Jamie’go zbiera żniwo w postaci dekoncentracji i wycofania. Bywają chwile dojmujące, w których Jamie po prostu uważa swe istnienie za niefortunny wypadek, bywają także i rozczulające, lecz w ów słodko-gorzki sposób – kiedy malec orzeka, że najdoskonalszą dla niego i bezpieczną epoką mogłyby być czasy wiktoriańskiej przyzwoitości, utrudniające małżeńskie rozstania surową obyczajowością.

„Nie mam pojęcia, dlaczego mam tak nie mówić. Nie żyje. Nie żyje. Nie żyje nie żyje nie żyje” – powtarza uparcie chłopczyk, zupełnie nie pojmując hipokryzji i spłycania faktów, a w tym zapętlonym sprzeciwie wyczuwalna jest gorycz i tęsknota za rodzicielskim ciepłem. Usiłując zwrócić na siebie uwagę rodziców Jamie jest wzorowym uczniem, stara się dokonywać wyborów, które stanowią w jego przekonaniu źródło potencjalnej aprobaty, a w chłopięcej gorączkowej potrzebie uznania tkwi cierń kaleczącego rozczarowania. Może w ten właśnie sposób tracimy swoje złudzenia? Jamie opada z sił, porażony zawodem, kiedy okazuje się, że świetne oceny nie są jedynym wystarczającym czynnikiem, skłaniającym matkę do powrotu. Kłamstwo oślepia łatwością adaptacji kobiety do nowego życia, wypełnionego podróżami, przysłaniającymi przeszłość i zrywającymi więź z pozostawionymi dziećmi.

Tęsknota wyostrza spostrzegawczość, ale zarazem wzmaga sceptycyzm. Uwadze chłopca nie umyka więc żaden szczegół ze zmian zaszłych w aparycji matki – siwe kosmyki, twarz pokryta siecią zmarszczek i swoiste „skurczenie”, polegające po prostu na dorastaniu chłopca. Dla Jasmine i Jamie’go dorastanie odbywa się zbyt szybko, a polega na całkowitym wyzbywaniu się złudzeń. Z jednej strony zwielokrotnia to samodzielność i poczucie odpowiedzialności, z drugiej, grozi nieufnością i cynizmem. Zawsze posłuszny Jamie pragnie prawdy i wciąż wysuwa postulat jej odkrywania. Nawet praca domowa staje się pretekstem do jej poszukiwania, a ckliwe i zakłamane wypracowanie podyktowane przez matkę może być tylko pożywka litością nauczycielki i kpin rówieśników. Dzieci, skupione jedynie na bieżących wypadkach, całą winę kojarzą z tym, czego stają się świadkami – na przykład epicentrum kłótni małżeńskiej dla dziecka nie stanowi niezrozumiana decyzja matki, lecz rozlany sok.

 ✩

Próby podejmowane przez rodzeństwo, mające na celu przywrócenie normalności ich wykolejonej codzienności przybierają różne postacie, a w dziecięcych działaniach uwidacznia się poruszająca zaradność i roztkliwiające starania dorównania dawno utraconej normalności.

Obietnice rodziców okazują się być bez pokrycia, a plany lepszej przyszłości w nowym miejscu – płonne i mamiące kłamliwością. Przeprowadzka z Londynu do Lake District nie może nic zmienić, jeżeli nie nastąpi diametralne przeobrażenie w mentalności samych dorosłych, którzy jednak coraz wygodniej panoszą się w ciepłych gniazdach własnych potrzeb, zagłuszanych doraźnymi środkami. Nie pomagają przenosiny do nowej szkoły i czysta karta w oczach rówieśników – szybko do chłopca znów przylgną poniżające przydomki, odnoszące się do jego odmienności, inteligencji i wrażliwości artystycznej. Dziwak, baba, bystrzak to słowa, którymi opisują chłopca szkolne urwisy i szybko okaże się, że najlepszą płaszczyzną porozumienia jest status odszczepieńca.

 ✩

Przyjaciółką i powierniczką Jamie’go stanie się prześliczna Sunya, które jako pierwsza wyczuje w chłopcu bratnią duszę – superbohatera, wraz z którym będzie mogła ocalać tysiące ludzkich istnień każdego dnia. W tej niewinnej zabawie czai się dojmujące pragnienie własnego wybawienia z matni odtrącenia i napiętnowania znamieniem „innego”, a więc gorszego, zasługującego jedynie na śmiech i kpiny. Odpowiednikiem koszulki Spider Mana będzie u Sunyi olśniewająco biały hidżab, powiewający, niczym peleryna superbohaterki, a zarazem skrywający nęcącą chłopca tajemnicę – gęste, ciemne włosy dziewczynki.



Sunya to córka weterynarza i lekarki, a dostatek i rodzicielska miłość do pewnego stopnia mogą zrekompensować niechęć rówieśników. Zmuszona do samotniczych zabaw Sunya zaskakuje inwencją i fantazją, dając się poznać jako autorka niestworzonych, lecz porywających opowieści. Równocześnie z wielką wyrozumiałością i roztropnością uczy Jamie’go, na czym polega jej wiara, budząc respekt również w czytelniku swą imponująca wiedzą i głębią wiary oraz poczuciem słuszności przekonań. Odmienność – tak jasna i klarowna w oczach dzieci – umyka dorosłym, wiecznie odwróconym, by nieszczęśliwe pociechy mogły w końcu skonstatować własną niewidzialność, która jednak okazuje się nie być „taką fajną umiejętnością”. Poczucie własnej znikomości będzie kolejnym komponentem dziecięcej wrażliwości, przy czym analogia do „Siedmiu minut po północy” narzuca się sama.
 ✩
"Wszystkie fakty, silne i konkretne, wielkie i prawdziwe, rozsypały się z łomotem jak budynki podczas trzęsienia ziemi."
[Ibidem, s. 248]

Trudność godzenia się ze stratą i równocześnie akceptacją cudzych zachowań znakomicie ilustruje Jasmine, która opowiada braciszkowi o swoich pięciu pluszowych misiach. Utrata jednego z nich stała się dla dziewczynki katalizatorem sentymentu i przywiązania do pozostałej czwórki. Pozornie błahe dziewczęce wspomnienie stało się dla niej pryzmatem roztropności i współczucia, przez który spogląda na surowego, a przecież również dryfującego w rozpaczy ojca, równocześnie uciekając odeń, jak i pragnąć jego aprobaty. Trudność zrozumienia niektórych zachowań polega właśnie na autopsji, która łamiąc nas, jednocześnie zaszczepia w nas ziarno współczucia, wyrastającego na glebie własnego cierpienia.

 ✩

Do świata Jamie’go wejść bardzo łatwo – dzięki płynnej narracji, pozbawionej dialogów, lecz nie monotonnej. Kwestie bohaterów oddane zostały poprzez mowę zależną, silniej jeszcze wiążącą nas z głównym bohaterem i umożliwiającą mocniejsze przeniknięcie w tkanki historii. O wiele trudniej jednak wyjść z tej rzeczywistości, skrzącej się od zabawnych sytuacji, ciepłych niuansów, uwypuklających bolesne zmagania chłopca z rodzinnym sekretem. Nie sposób domknąć subtelnej okładki, nie spoglądając pytająco na urnę, która przecież sama również była pełnoprawną bohaterką – piastowana przez ojca niczym żywa dziewczynka. Odruchy opiekuńczości wobec przedmiotu, choć poruszające, nieco dręczą czytelnika, kiedy widzi on dwójkę samotnych, odtrącanych, a wciąż ufnie czekających dzieci. Książka pozostawia w nas pytania o zasadność pielęgnowania w sobie nienawiści i poczucia krzywdy, hodowania upiora żałoby i proces godzenia się ze stratą. Wyrastają przed nami pytajniki o winowajcę i skrzywdzonego – bo przecież nie ulega wątpliwości, że postacie rodziców mienią się ambiwalencją, a ferowanie wyroków jest aż nazbyt kuszące w swej łatwości.

 ✩

„Moja siostra mieszka na kominku” dla mnie jest prześliczną, choć czasami gorzką opowieścią o miłości pomiędzy rodzeństwem, niemym wołaniu o pomoc, żebraniu o uwagę i ciepło czułości. Znalazłam w niej więcej, niż mogłam pragnąć, a to za sprawą niezliczonych analogii, dygresji i znakomitych, opartych na prostocie i szczerości porównań. Wydaje mi się, że nie bez znaczenia jest fakt mojej własnej głębokiej więzi siostrzanej, złożonej z ogniw, kutych w przeróżnych kruszcach – zaufania, oddania, gotowości i bycia, ale przecież też naturalnych  nieporozumień i chwilowych rozstań… Skrajność emocji, mentalne przeobrażenia, formuła rozstania i dojrzewanie do porzucenia pięcioletnich nawyków oraz ulga i świadomość koniecznych w rzeczywistości dysonansów to budujący morał tej opowieści. Wydaje mi się, że szczególnym walorem jest również kompozycja otwarta, a swym niedomknięciu pozostawiająca nas w domysłach nadziei.


Autor: Annabel Pitcher
Tytuł: Moja siostra mieszka na kominku”
Tytuł oryginału: My Sister Lives on the Mantelpiece”
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Strony: 285
Ocena:5/7

 ✩


Zastanawia mnie, jakie pytanie w Waszych głowach powstały po lekturze książki młodziutkiej Annabel Pitcher. Czy choć trochę Was przekonałam do odmienności tej powieści na tle innych, a moje pełne wdzięczności dla Klaudyny zamyślenia potwierdziły otwierające zapis wrażeń zaproszenie do spotkania wyjątkowego? Czy czytając tego rodzaju historie łączycie je z Waszymi osobistymi historiami? Jakie są Wasze reakcje na kamienną obojętność opiekunów pozostawionych samym sobie dzieci? A może znacie podobne, godne polecenia powieści – wymagające chwili na oddech, lecz wzbogacające oczyszczeniem i pogłębieniem wrażliwości. Chętnie poznam Wasze wrażenia i poszukam podobnych lektur.

Z całym naręczem majowych bzów

ślę nieco zamyślone uśmiechy

Karpacka Biel


20 komentarzy:

  1. Kupiłam tę książkę parę lat temu, ale nadal po nią nie sięgnęłam. Sama nie wiem dlaczego, ale chyba w końcu dojrzewam do lektury. Cieszę się, że to nie jest banalna czy ckliwa historia, bo niełatwo napisać dobrą książkę na tak delikatny temat. Co do narracji z perspektywy dziecka - obawiam się jej, bo mam wrażenie, że nie będę potrafiła wejść w dziecięcy świat, albo obserwacje wydadzą mi się infantylne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dominiko, dziękuję Ci serdecznie za podzielenie się swymi domysłami i planami :) Doskonale znam to stopniowe dojrzewanie do lektury - książki cieprliwie czekają na swoją kolej i z doświadczenia wiem, że lepiej sięgnąć po nie w momencie, kiedy poczujemy, że nastał już właściwy moment.
      Mam nadzieję, że zastosowana przez autorkę perspektywa dziecięca nie stanie się przyczyną umniejszającą walory książki w Twoim odbiorze. Twoje obawy jednak pokazują, jak istotne jest umiejętne wykorzystanie takiego właśnie sposobu ukazywania świata. W tym przypadku jednak tego rodzaju strategia w moim odczuciu pomaga do pewnego stopnia oswoić trudny temat, z drugiej zaś strony - pochwycić to, co w przypadku konstrukcji dorosłych bohaterów zakrawałoby na egzaltację albo neurotyczne wybuchy.
      Jestem niezmiernie ciekawa, jak odbierzesz tę powieść, kiedy już w końcu nastanie jej czas :)

      Usuń
  2. Ależ ją pięknie przeanalizowałaś!
    To prawda, ta książka jest wyjątkowo poruszająca i właściwie wszystkie te słowa, jakimi powinno się ją określić, wydają się zbyt proste i banalne. Autorce udało się dokonać niezwykłej rzeczy, poruszyć i zachwycić czytelnika nie ocierając się o banał czy tandetę, coś cudownego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uśmiech ponad radością porozumienia rozjasnił moją głowę i twarz, kiedy przeczytałam Twoje słowa, Karolino :) Dziękuję Ci zarówno za słowa Twojego uznania, jak i podzielenie się własnymi, celnymi spostrzeżeniami doświadczonej i wrażliwej czytelniczki. Tak, Annabel Pichter zaskoczyła nas, komponując opowieść poruszającą na wskroś, lecz nie ckliwą, daleką od płaskich obrazków, obliczonych jedynie na krótkotrwały efekt, odległą od sztywnych koturnowych inscenizacji.
      Życzę nam jak najwięcej takich wspaniałych, wznoszących się na błyskotliwości autorów lektur. Przy czym znakomitym poławiaczem literackich pereł jesteś wszak Ty sama :)

      Usuń
  3. Tragedia, która tak mocno rzutuje na rodzinę i gdzieś w tym wszystkim chłopiec, jego przeżycia. Natychmiast wciągam książkę na listę czytelniczą, szykuje się niesamowita porcja emocji. :) Pięknie ją mi opisałaś. :)
    Bookendorfina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, uwikłanie chłopca w tragedię przez lata zrastającą się i zasklepiającą ponad rodziną, która miast zbliżać jej członków, powoduje nieodwracalne nadwątlania więci i korozję uczuć to materia, którąmożemy znać z codzienności, lecz jak trudno przekuż ją w znakomitą powieść. Młodziutkiej Annabel się udało i mam nadzieję, że lektura przyniesie Ci naprawdę silne wzruszenie, trwale odciskające się w pamięci i wrażliwości. Zwłaszcza, że należysz do grona czytelniczek wymagających i doceniających wartość głębokich emocji.

      Dziękuję Ci najserdeczniej za pochlebne słowa, Izabelo <3 Cieszę się, że zapis moich czytelniczych wzruszeń spodobał Ci się, zachęcając zarazem do powiększenia listy Twoich książkowych zdobyczy. Jestem pewna, że już niebawem będę mogła zanurzyć się w nurcie Twoich spostrzeżeń :)

      Usuń
    2. Lektura zamówiona w bibliotece, jeden egzemplarz na stanie, więc trzeba będzie spokojnie poczekać. :) W międzyczasie inne książki będą mi urozmaicać czas. :) Dziś zabrałam się za "Teatr Sabata" Philipa Rotha, jak to zwykle bywa z początkami powieści, dopiero łapię klimat, a styl pisarza i tak już lubię. :)

      Usuń
  4. Pięknie o niej opowiadasz. Od razu wiedziałam, że Ci się spodoba, bo to powieść naprawdę wyjątkowa, poruszająca, niebanalna. Masz rację, że ten róż kryje w sobie więcej, niż mogłoby się wydawać.

    Przymierzam się do ponownej lektury, tym bardziej, że będę pracować nad kolejną powieścią tej autorki. Jestem ciekawa, czy teraz, kiedy mam dziecko, wpłynie na mnie ta opowieść jeszcze inaczej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Klaudyno, dziękuję Ci z głębi poruszonego serca za Twoje słowa i przeczucia, na podstawie których obdarzyłaś mnie opowieścią tak zaskakującą i wyróżniającą się na tle innych nie tylko powziętą przez bohaterkę konwencją, ale i zgrabnym językiem :) Powieść polecana przez Ciebie nie mogła nie przypaść mi do gustu - jestes prawdziwą znawczynią i interpretatorką człowieczych pragnień :)

      Klaudyno, jestem zaintrygowana Twoimiplanami nieodległej przyszłości i perspektywa Twojej pracy w pochyleniu się nad kolejną powieścią Annabel Pitcher przyprawia mnie o zawroty głowy z uniesienia, a myśli krzyczą, rwąc się do tej tajemniczej historii.

      Nie mam nawet wątpliwości, że ponowna lektura pozwoliłaby Ci odkryć w tej powieści sensy, kryjące się gdzieś poza granicą niedopowiedzenia, objawiające się dopiero po zmienionej biegiem czasu oraz doświadczeniami perspektywie. Równocześnie zastanawiam się, na które węzły powieści tym razem przesunęłabyś punkty ciężkości swojej uwagi, jak mocno próbowałabyś przeniknąć zachowanie rodziców, a na ile dręczyłyby Cię wątpliwości co do ostatecznego pogrzebania córeczki mieszkającej w urnie. Chciałabym poznać odpowiedź na te i mnóstwo innych, nasuwających się przy tej okazji pytań, Klaudyno i kiedy ostatecznie uda Ci się wygospodarować czas na tę lekturę, proszę, nie omieszkaj się ze mna podzielić odświeżonymi wrażeniami :)

      Usuń
  5. Ja Ci wierzę w te wszystkie zapewnienia i mam nadzieję, że i ja się kiedyś dam tą powieścią zachwycić. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest mi niezmiernie miło, a przyjemność, jaką sprawiłaś mi swoimi przemiłymi słowami odmalowała się na mojej twarzy promiennym usmiechen najpogodniejszej wdzięczności <3 stokrotnie dziękuję za niezachwianą wiarę w moje zapewnienia.

      Chciałabym móc w przyszłości poznać Twoje wrażenia, Aniu i zatracić się w potoku Twoich słów, mającym swe źrówdło w lekturze tej powieści. Jestem bardzo ciekawa, jakie wrażenia wywołałaby w Tobie, jakie pytania zaszczepiła, a moje zaintrygowanie jest tym mocniejsze, że Twoje wrażenia czytelnicze niezmiennie pulsują wnikliwością i erudycją, nie pozwalającą się nabrać na łatwe rozwiązania :)

      Usuń
  6. Mam przeczucie, że jest to książka absolutnie wyjątkowa i by mi się spodobała. Kocham twory, które miewają gorzkie momenty, dzięki którym jestem w stanie zrozumieć coś ważnego i przyswoić wiedzę, z którą później będę szła przez życie. Jestem jeszcze bardzo młoda, więc takie lekcje w postaci powieści tego typu na pewno otworzą mi oczy na wiele spraw :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteć bardzo młodziutka, lecz Twoja wiedza i roztropność są imponujące - dostrzegasz bowiem walory literatury przez wielu odtrącane na rzecz mnóstwa innych, może nawet łatwiejszych, lecz niekoniecznie pogłębiających spojrzenie na świat :)

      Tak, to rzeczywiście powieść wyjątkowa i mogłaby Ci przypasć do gustu, jako poszukiwaczce wartościowych życiowych lekcji. Ta książka należy bowiem do gatunku tych, która zasiewaja w nas ziarno pytań, a choć miescjami trudna, domykamy ją z poczuciem, że właśnie dowiedzieliśmy się czegoś niezwykłego, gorzkiego, lecz nieodzownego i pomagającego nam samym zmierzyć się z trapiącymi nas troskami :)

      Usuń
  7. Nie słyszałam o tej książce w ogóle, ale coś w jej inności mnie przyciąga. Pewnie gdyby nie Twoja recenzja to nawet bym nie wiedziała, że taka książka istnieje, a nawet jakbym ją gdzieś zobaczyła to przeszłabym obojętnie. Teraz będę wiedziała, że śmiało mogę po nią sięgnąć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również dowiedziałam się przypadkowo, lecz myślę, że w takich literackich spotkaniach tkwi jakiś magiczny magnes, przyciągający nas ku nagle odkrytym tytułom, odkrywanych niespodziewanie, a kuszących obietnocą wielorakich wzruszeń :)
      Jest mi bardzo miło czytać, że moje wspomnienia z lektury stały się dla Ciebie zachęcającą iskierką do sięgnięcia po tę niezwykłą powieść, tym bardziej, że mogła ona zginąć, ułozona gdzieś obok wielu innych, nadal czekających na czytelników.

      Być może w przyszłości będę mogła zapoznać się z Twoimi czytelniczymi spostrzeżeniami i przymierzyć doń moje własne :) Serdecznie dziękuję za życzliwe słowa!

      Usuń
  8. Nie słyszałam o tej książce, ale tytuł ma zachęcający :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszy mnie więc, Moniko, że mogłam Ci przybliżyć tę powieść, zwłaszcza że zazwyczaj to właśnie Ty mnie zaskakujesz swoimi odkryciami :)
      Być może w przyszłości sięgniesz po debiutancką powieść Annabel Pitcher i będę miała przyjemność przymierzyć swoje spostrzeżenia do Twoich :)

      Usuń
  9. Mysle ze moglaby mi sie spodobac chociazby dlatego ze mamy doczynienia z dawka gorzkosci a nie samej slodyczy. Czasami potrzbuje czegos takiego co sprawi ze popatrze i uznam ze coz.. bywa zyje sie dalej i rtzeba... wlasnie co? Tutaj mamy jak to napisalas "hodowanie krzywdy i nieanwisci" mysle ze to cos dla mnie, ot tak po prsotu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niezmiernie miło mi czytać, że nasze czytelnicze oczekiwania płyną równolegle :) Masz całkowitą słuszność - balans pomiędzy słodyczą a cierpkością jest nieodzowny, byśmy wyjrzeli poza sferę fabrykowanych idylli i dostrzegli czające się za nimi nieszczęście. Takie lektury bywają dla nas wyjątkowo trudne, niekiedy wymagają odpoczynku w zadumie, ale z pewnością są wartościowe. Tak, myślę, że odnalazłabyś poszukiwane pierwiastki w tej niepozornej, a wewnętrznie bogatej książeczce :)

      Usuń
  10. Skłoniłaś mnie bym wróciła do swoich wrażeń z lektury tej książki, chociaż poza ich opisaniem tkwią one oczywiście gdzieś we mnie nadal. Zaskakujące jak autorka potrafiła wczuć się w emocje dziesięcioletniego chłopca, jak silnie się odczuwa wszystko to, co Jamie stara się przekazać. A wszystko to bez patetyczności i na siłę wywoływanych wzruszeń. To bardzo poruszająca książka.

    OdpowiedzUsuń