niedziela, 4 czerwca 2017

Mamy, cuda, wychowanie... Czyli słowny portret Mamy

Gdyby miała być pożywieniem, byłaby łagodnym, a odżywczym swą budującą słodyczą mlekiem gazeli

Jako kwiat – kołysałaby spokojnie jasnozłotą głową narcyza w śnieżnobiałej krezie, chwytającej w misterną pianę załamań  błękitnawe zamyślenia

Mówi, że jedynym zwierzęciem, jakim mogłaby się stać jest koliber – maleńki chyżoskrzydły koneser nektaru azalii i plumerii, ponieważ pragnąc podniebnej swobody wzdraga się przed krzywdzeniem owadów


Dzisiaj mam dla Was opowieść o tym, czego nauczyła mnie i czym obdarowała moja Mama. Inspiracją do moich zamyśleń był zarówno Dzień Matki, jak i Dzień Dziecka,  a jak to ja - znowu święcę okazje z lekkim opóźnieniem. Przyznam się Wam jednak najszczerzej, że dawno już nosiłam się z zamiarem podzielenia się z Wami moją zadumą, zwłaszcza, że dzień urodzin mojej Mamy zbiega się niemal z wyjątkowym świętem wszystkich Mam w krajach Bliskiego Wschodu, pełniących dla mnie rolę punktu odniesienia z różnorakich względów.

Kiedy moja Mama się uśmiecha jej czoło, często zakryte kosmykami niesfornych, odpornych na zaklęcia szczotki kosmyków, wypogadza się, a w oczach tańczą iskierki dziecięco czystego zachwytu. Moglibyście rzec, że infantylne te moje zamyślenia, może zbyt idealizujące, prawda? Ale przecież sami znacie jedną z przedstawicielek tej szlachetnej rasy – w oczach każdego dziecka niezależnie od metryki – najdoskonalszej, najlepszej, piękniejszej przez zaskakujące nawyki i niedoścignione umiejętności. Wyjątkowej poprzez swą jedyność. Już samo słowo Mama koncentruje w swoich dwóch sylabach bezmiar uczucia i naturalnej więzi, a potęga superlatywu sytuuje je gdzieś pośród pojęć pierwotnych. Bo czy musimy wyjaśniać, skąd bierze źródło nasza Miłość?

WYOBRAŹNIA

Najważniejszym i skutecznym orężem, w jaki wyposażyła mnie Mama jest wyobraźnia. Po bezkresnych przestworach fantazji żegluję od zawsze, śmiało strącając kolejne gwiazdy marzeń, by ich drżącym światłem rozpraszać mroki znudzenia i lęków. Mama, wychowana w drewnianym domu, zbudowanym z dębowych kłód, pokrytych złudnie szmaragdowym odcieniem farby, z przejęciem słuchała baśni o rusałkach i dziwożonach, posłusznie milkła na ostrzegawczy matczyny szept, straszący troskliwie Płanetnikiem, płoszącym swym skrzekiem słońce i strącającym z ociężałych ołowiem niepogody chmur ulewę. Podczas wieczornych spotkań w gronie kobiet skubiących pierze zasłuchiwała się z bojaźliwą, lecz niezwalczoną ciekawością w przerażające proroctwa, niepokojące wieszczby przyszłości i regionalne legendy. Przestawała marudzić nawet na „ciarachy”*, kiedy moja Babcia zaczynała gawędy o dostojnych rycerzach w szmelcowanych zbrojach, diablętach, walczących z dudkami o dziuple w rosochatych wierzbach i wodnicach, przeglądających się w taflach turkusowych jezior, ukrytych za parawanami oczeretów. Wraz ze zmierzchem skłaniała głowę na sienniczek, zwijając się w kilkuletni znużony kłębuszek na ślubanku**, głęboko wierząc, że po zmroku wieś przemierza dziad, wykradający dzieciom sny po to, by ich barwność zbić w popielatą masę, wciskając je do wielkiego wora, łatanego złośliwością i chciwością zawiści.


Jako dziewczynka Mama dużo czasu spędzała samotnie, a jej towarzyszką była Granula albo Wiśnia - mleczne krowy, które prowadziła na koniczynowe łąki. Monotonię gospodarskich obowiązków Mama przełamywała lekturą, przenosząc się daleko, poza pastwiska zrudziałe jesienią, a złoto-liliowe latem. Mała marzycielka najchętniej czytała książki przygodowe, podróżnicze i baśnie. Miłość do tych ostatnich okazała się być u nas najsilniejsza. Jedym z naszych rodzinnych skarbów jest zbiór baśni Andersena, który mocno ucierpiał w wyniku narowów niegrzecznej granuli. Wiekowa książeczka, kupiona za własne, długo odkładane pieniążki przez Mamę nie ma pierwszych i ostatnich stron, w wyniku czego dopiero z opóźnieniem doziwdziałam się, jaki finał ma baśń „Talizman” i jaki poczatek ma historia „Księżniczki na ziarnku grochu"

Mama roztoczyła przede mną bogactwo literatury, podsuwając mi książki zwyczajnie, kanonicznie wręcz kojarzone z latami dziewczęcymi - jak powieści Hodgson Burnett i Lucy Maud Montogomery. Zaprowadziła mnie do królestwa Narnii i na czarowne spokojem Pola Elizejskie, ucząc mitologii, a idyllom towarzyszyła nauka poprzez krwawe obrazki Grimmów. Zamiłowania do awanturniczych przygód nie przejęłam, zamieniając je na opowieści miłosne, które Mama podziwia, lecz bez wiary 🎀

Całe dziedzictwo wyobraźni Mama przekazuje mi do dziś i to dzięki niej moja wiara w cuda jest tak silna, że pozwoliła mi spełnić wiele z pozornie nieziszczalnych życzeń.

WRAŻLIWOŚĆ
Niekiedy żartuję sobie, że moja wrażliwość na otaczający mnie świat czyni mnie podobną do żywego barometru. Z niesłychaną łatwością przejmuję emocje innych, czego konsekwencje niestety bywają niekiedy przykre. O ile bowiem miło dzielić radości i zachwyty, o tyle trudno uporać się z cudzą wściekłością, poirytowaniem, rozpaczą. A przecież i te emocje na stałe są wpisane w szeroki asortyment uczuć, eksplodujących w nas każdego dnia. Subtelność Mamy nie ogranicza się tylko do jednej sfery – estetyki czy gruntu interpersonalnego. W swej wielotwarzowości obejmuje tak niezwykłą, niekiedy wręcz zakrawającą na nadopiekuńczość, troskliwość, empatię i wyczulenie na Piękno. Nie wspominając już o aparycji, którąidealnie podkreśla tak jej ulubiony kolor - czerwień, jak i chlodne odcienie błękitów, szarości i stonowanie kości słoniowej. 


Mama jest podobna duchowi opiekuńczemu, bezbłędnie rozpoznającemu cudze potrzeby. Przy Niej każdy może być pewien, że nie zabraknie mu najzupełniej niczego. W tej zapobiegliwości i trosce wyczuwalna jest kojąca dyskrecja – bynajmniej brak istnego gradobicia pytań, jakimi często zasypują nas osoby silące się na wystudiowaną gościnność czy pozorowaną otwartość, zasługujące na miano starych ciotek. Ta otwartość na potrzeby innych niekiedy naraża na zapomnienie o własnych potrzebach, lecz Mama nauczyła mnie równocześnie, że uśmiech wdzięczności bywa największą z nagród, jakie możemy otrzymać od drugiej osoby. 

Pocieszanie, jak i słuchanie należy do najtrudniejszych umiejętności, a Mama opanowała je doskonale. Potrafi ukoić samym tylko spojrzeniem oczu, których aksamitne szarotki przesycone są głębokim zrozumieniem, często nie potrzebującym słów, a jako słuchacz – nie przerywa mówiącemu, służy radą i taktownie wtrąca uwagi, objawiające, że rzeczywiście przyjmuje w siebie słowa mówiącego, a nie skutecznie je omija w pozorowanej uwadze.


 PIĘKNO UDOMOWIONE

Wrażliwość estetyczna Mamy znalazła odpowiednik w naszych gustach – niezupełnie zbieżnych, lecz połączonych zamiłowaniem ku harmonii, akordom barwnym, niezwykłości. Skromne warunki, w jakich dorastała Mama, zespolone z wrażliwością wykształciły w niej niezwykły gust i poryw ku Pięknu, które przyjęło formę bynajmniej nie pragnienia zbytku, lecz po prostu upiększenia codziennościuroczością bibelotów, przemijającą strojnością kwiatów, chwilą dla siebie, pośród ulubionych i posiadających biografię przedmiotów.  Na niwie wyobraźni, nawet najbardziej żyznej niekoniecznie może wyrosnąć dotykalne Piękno, budząc rezygnację i doprowadzając do zgorzknienia. Dwóm ostatnim zmorom Mama skutecznie oparła się dzięki pogodzie ducha i pomysłowości, które pomagały jej wyczarowywać skarby z niczego, a przy tym dbać o to, co się już posiada - szacunku do przedmiotów.


Pierwszymi zabawkami Mamy były laleczki z gałganków, panienki papierowe lub makowe – w wiotkich spódniczkach z pąsowych płatków. Niedostatki garderoby – swoje, a w przyszłości swoich pociech i ich lalczynych dzieci Mama uzupełniała własnoręcznie szytymi ubraniami i szydełkowymi czy dzianinowymi sweterkami, czapeczkami i szaliczkami. Odkąd pamiętam, nasze meble, które przy całej gromadce pociech mocno cierpiały przez kolejne dekady, ozdobione były misternymi serwetkami, a poduszki – haftowane w cudne, kołyszące do snu barwnością ogrody, pełne kwiatów i zwierząt. Na półkach z kolei tłumnie zasiadały bibeloty – przez wielu oskarżane o kurzołapanie, lecz o nieodpartym uroku – alabastrowe arlekiny, smutne pierroty, baleriny o złamanych serduszkach, żabki – amulety fortuny i minerały. No właśnie – te ostatnie należą do jednej z pasji Mamy, którą odziedziczyłam, nie potrafiąc przejść obojętnie obok kryształu ametystu, słupków obsydianu czy gałązek koralowców.

Poszukiwanie i zapewnianie Piękna nie musi być trudne – wystarczy bukiet świeżych piwonii czy gałązka jaśminu, pijące wodę z wazonu ustawionego na ażurowej serwetce, podobnej gotyckiej rozecie. W kuchni – słoiczki o zabawnych kształtach (jak na przykład rozbrajająca solniczka gąska czy pieprzniczka zaklęta w kształt pękatej pandy), na firankach – motyle strażnicze, podtrzymujące draperie. 

Piękno – to umiarkowanie i zasłuchanie we w głos gustu, marzenia – które raz zrodzone, nie wygasają…
LWIE SERCE

Życie, w całym swoim labiryntalnym poplątaniu igrało sobie z Mamą, nie odejmując jej wcale codziennych trosk. Meandry jej ścieżek oddzielały od prostoty równin ostre tarniny, kaleczące cierniami bolesnych rozczarowań i nie raz potknęła się na dróżce, by rozkrwawić kolana i dłonie żwirem bezbrzeżnego smutku. Nigdy jednak nie poddając się, nauczyła mnie odwagi w formułowaniu myśli i gotowości do czynu, wpajając przekonanie, że wypowiedziana potrzeba czy oczekiwanie ma moc sprawczą. Powtarza, że nie warto przejmować się rzeczami, na które nasz wpływ jest znikomy czy żaden - wszystko i tak się potoczy...


Narażana na rozliczne krzywdy, nie przyjmowała ich z wyniosłą obojętnością – wręcz przeciwnie – pozwalając sobie na wstydliwe wedle niektórych – bo ludzkie - emocje. Dzięki Niej wiem, że sól łez jest kształcąca, jak dłuto rzeźbiarza, krzyk złości – czasami konieczny, by przebić się przez mur ciszy, śmiech radości – najpiękniejszą muzyką, jaką możemy usłyszeć i skomponować.

Odwaga nie polega tylko na asertywności, ale również na gotowości przyjęcia ciosu. Później zaś – odparowania lub jego absorpcji. Dzięki Mamie boję się mniej, a strach – przyjmuję jako nieodłączny element każdego nowego działania i równocześnie impuls ku niemu skłaniający.

MAŁA KSIĘŻNICZKA

Gdybym miała przyrównać Mamę do jednej tylko postaci literackiej wcale nie byłaby to jowialna, lecz kreatywna Mamusia Muminka, ani żadna z nobliwych matron, zaludniających klasyczne powieści, imponująca odpornością kokoszy na wyroki losu. Nie byłaby to też żadna z wróżek, nawet tych najlepszych, ani czarodziejek, uciekinierek i bohaterek, wojowniczek i kopciuszków…


Gdyby ktoś nakłonił mnie do odnalezienia podobizny Mamy w literackim zwierciadle, pokazałabym mu Sarę Crewe, wyglądającą przez okno pokoiku na poddaszu pensji, celi samotności, do której wtrąciła ją zachłanność surowej Panny Minchin. Obydwie łączy potęga wyobraźni zdolnej rozbijać najtwardsze ze skał, wyrastających z płaskowyżów przeznaczenia, odporność i duma, której nie wyrzekły się nigdy, nawet łamane kolejnymi życiowymi wyrokami. Poczucie godności, wieńczące skronie królewskich córek splata się z łagodnością – uśmierzającą lęki szczęściarzy mogących cieszyć się ich względami, lojalnością i poczuciem sprawiedliwości. Jak mała Sara, tak i Mama, marząc, przenosiła się w inne światy, a ich fantazja ma magnetyzującą moc przyciągania pomyślnych zakończeń.


* Tym określeniem Mama określała wszystkie drobne, a niechciane okruszki czy cząsteczki czegoś co najmniej niepożądanego - najogólniej o patroszki (czy Was również bawi to słówko? :D)

**Sic! Nie wierzyłam, że podobny mebel istnieje, ale jednak!  



Moja Mama jest cudem – to taki mój codzienny refren… Ciekawa jestem, jaki jest Wasz codzienny anioł, czego Was nauczył? Czy dla Was tż największym komplementem jest wskazanie Waszego podobieństwa do Mamy? 

Sportretujcie, proszę, dla mnie swoje Mamy, chociaż w kilku przymiotnikach – z przyjemnością ujrzę mocą wyobraźni Wasze Cuda! 

Z całym bukietem jaśminowych pocałunków

Wasza stęskniona

Karpacka Biel



8 komentarzy:

  1. Cóż za piękny wpis! Pełen wzruszeń, nostalgicznych wycieczek w przeszłość, pięknych wspomnień...

    Wzruszyłam się, czytając Twoje słowa. Od dawna wiem, że pięknie mówisz o Mamie, ale ten wpis jest kwintesencją miłości i oddania. Pragnęłabym Cię teraz mocno za to uścisnąć.

    Muszę pomyśleć nad swoim refrenem. Może zapiszę go w pamiętniku?

    OdpowiedzUsuń
  2. Patrząc jak bogatą wewnętrznie jesteś osobą, jak wrażliwie odbierającą świat, i jak wspaniale o nim piszącą, bardzo cieszy, że na świecie są tacy cudowni nauczyciele jak Twoja Mama. :)
    Bookendorfina

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo ładny wpis. Zgadzam się z Tobą, że w oczach wielu dzieci to jego mama jest tą najlepszą :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Przyznam ze leska kreci sei w oku. Zaskakujace jak pieknie mozna opisac to co sie czuje. Z drugiej stronie mnne isamej byloby trudno cos takiego napisac. Raczej neico ianczej na t owszystko patrze. Cieakwe co na to Twoja mama ?:) Czekam az wrocisz na dluzej! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo emocjonalny i wzruszający post.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zakochałam się w Twoim blogu i Twojej wrażliwości! Wzruszyłaś mnie swoim wpisem i ubrałaś w słowa uczucia w wyjątkowy sposób. Moja mama ma teraz ciężki okres w życiu i to ja staram się być tym aniołem, którym ona była dla mnie całe życie. Wszystkiego co najlepsze dla Ciebie i Twojej cudownej mamy <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Och dawno nie byłam bo praca :( ale już wróciłam! Pozdrawiam serdecznie z gorących podróży wycinankowych (bo znowu zajęłam się wycinankami :) ) Twoje opisy są tak kwietne, że aż mi brak tchu! Mega jak zwykle ilustracyjne!

    OdpowiedzUsuń