poniedziałek, 20 lutego 2017

Smycz ambicji, woal trwania - Honoré de Balzac "Blaski i cienie życia kurtyzany"

Heraldycy kultury przypisali sangwinicznemu lutemu wszystkie odcienie czerwieni – od winnego burgundu namiętności, poprzez wyzywający karmazyn, wstydliwość pierwszego zauroczenia sennych maków i koral pierwszego rumieńca, aż po żywiczną dojrzałość cynobru. Krótki miesiąc niezmiennie kojarzy się ze słodyczą upominków i czułością pieszczot i mieni się tonami ostrzeżenia, pasji, zatraty i uderzającej do głowy krwi, roztapianiem serc zapowiadając nieodległą odwilż i nastanie wiosny. Należę do osób, które ogrzewają się w cudzym szczęściu – tkliwe spojrzenia zakochanych emanują kojącą poświatą nadziei, a liryzm ciekawości popędza mnie ku jeszcze głębszym dociekaniom mechanizmu Miłości. A gdzie szukać odpowiedzi na dręczące nas pytania, jeśli nie w literaturze, której kamieniem węgielnym jest magma ludzkch namiętności?

Uciekając od walentynkowej samotności wybrałam towarzystwo charmanta, którego biografia stanowi wyśmienity przykład Miłości wiernej, oczekującej i ostatecznej – cierpliwej aż do obłędu i rozpaczliwych oskarżeń ukochanej o brak litości i skąpstwo (nie tylko zresztą emocjonalne). Mowa o Honré de Balzacu, przez lata przepalanego nieomal obsesyjnym uczuciem do nieprzystępnej Eweliny Hańskiej, wznoszącej szańce wymagań wokół pustych konwenansów i praktycznych wątpliwości.



Trudno o Miłość bardziej wyczekującą, niewzruszoną i dotkliwszą, a także – doskonalszy surowiec na powieść. „Blaski i nędze życia kurtyzany” to kolejna z komnat przybytku „Komedii ludzkiej”, azylu na każdą porę. Podczas wyśmienitej wiwisekcji królowej uczuć czytelnik będzie miał okazję ujrzeć wszystkie jej oblicza – bezgraniczne zaufanie i naiwną zatratę, oddanie interesowności i ślepe podążanie za konwenansem, determinację poszukiwań i czuwania oraz arystokratyczne chimery zżarzanej zmysłowości.



„Skoro raz to uczucie owładnie głową jednego z tych małych wielkich ludzi miłością, tak, jak rozpaliło ich serce i przeniknęło zmysły, poeta staje się o tyle wyższy od zwykłych ludzi miłością, o ile jest wyższy potęgą wyobraźni. Miłość poety staje się wówczas poematem, który często przerasta człowieka.”
[Honoré de Balzac, Blaski i cienie życia kurtyzany, s. 51]

Pięknolicy nabytek Carlosa Herrery, zwany pogardliwie „aptekarskim synkiem” – Lucjan de Rubempré – walczy o ugruntowanie sobie pozycji szlachcica. Bezceremonialny w przekonaniu swej nienaruszalności pod egidą „natury z brązu”, rozdrabnia artystyczny geniusz w tysiącu pomniejszych błahych aktywności, trwoniąc czas i zdolności podczas salonowych konwersacji i sybaryckich rozkoszy. Lucjan, pomawiany o zniewieściałość, sam siebie definiuje jako istotę zawieszoną pomiędzy skrajnościami, która w braku podniet narażona jest na rozjątrzającą, destrukcyjną nudę. Jego odstręczająca chciwość i lśniący obłudą urok arognackiego łgarza podszywa strach o zdobycie majątku zakochanej w nim Klotyldy. Okrutne zamiary i trwanie pomiędzy salonową zagrywką a idyllicznymi uniesieniami u boku Estery owocują koncepcją „żony w dwóch tomach” – utrzymującej go córki szlacheckiego rodu i obezwładniająco pięknej kochanki, rozpalającej płomień zmysłów. 

W odstręczającej neurotyczności i pobudliwości Lucjana tkwi olbrzymie podobieństwo do kurtyzan, scharakteryzowanych przez Balzaca jako stworzenia labilne, reagujące instynktownie i z miejsca zrzucające pancerz nieprzystępności i braku zaufania, by skoczyć w odmęt ufności, nawet ceną wydania się na pastwę krzywdzicielom. Chwiejność i podatność na wpływy objawi się zarówno w naturze ślicznego dandysa, jak i Estery, przy czym zastanawiające, na ile kochankowie są sobie podobni w tej sferze. Poza bowiem podległością chwili i wyczuleniu różni ich wszystko. Nie mam wątpliwości, że podobna w swej płytkości kałuży natura Lucjana jest niezdolna do głębszych uczuć – ani miłości, ani też przyjaźni. Jego uczucie do Estery zdaje się być jednym z wielu poetyckich afektów, zagaszanych lękiem o usłanie luksusem własnej przyszłości, a przyjaźń z Rastignakiem służy zamaskowaniu strachu przed demaskacją. Roztopiony w egotyzmie uroczy narcyz pławi się w sponsorowanym zbytku, nawet o protektora okazując troskę wyłącznie z wyrachowania i drżenia o swoją pozycję.

Uczucie, jakim darzy Drętwę to skażona i nikczemna  miłość chwiejnego, niekonsekwentnego artysty, płonąca słomianym płomieniem niebezpiecznego rozbuchania. Granice pobudzanego nerwowością i niecierpliwością afektu rozsadza nadmiar, rozpalający zmysły oraz intelekt, a podsycany żądzą pieniądza doprowadza do zanurzających optykę hiperbolizacji. 

„Wymarłe narody, Grecja, Rzym i Wschód zamykały kobietę; kobieta, które kocha, powinna zamknąć się sama.”
[Ibidem, s.168]

Estera okazuje się mieć naturę nieporównanie głębszą od Lucjana, choć narrator daje nam ją poznać jako płytką, zredukowaną do ciała analfabetkę, onieśmielającą wspaniałą biblijną urodą. Zwierzęca doskonałość przyjmuje w jej powabnej postaci najbardziej wyrafinowaną, najpełniejszą formę. Drętwa zachwyca archetypicznością urody, czystą ambrę jej karnacji ociepla sieć czerwonych żyłek, a oczy, w zależności od gry świateł i nastroju, mienią się łagodną szarością lub porażają głębią kruczej czerni. Żydowska proweniencja rozpala jej spojrzenie magnetyzującą łuną Wschodu, nadając jej pozory beduinki i coś z atawistycznej konieczności podróży tkwi w tej nieszczęśniczce, która popada w nieszczęście bezgranicznej Miłości, stając się ofiarą szczerego uczucia.

Swoboda Estery takiej, jaką ją poznajemy, jest zniewalająca, upadła dziewczyna jawi się jako dawczyni uśmiechu i ta, która poznała odśrodkowo wszystkie sfery społeczne – „Ona może was mieć zawsze, wy jej nigdy.” –  bezbłędnie uchwyci jej istotę Bixiou.

Tapety w wynajętym pokoiku kurtyzany pod warstwą brudu skrywają urokliwy kwiatowy deseń, ewokując złożoność bohaterkisentymentalnej heroiny, uwikłanej w złowieszczy spektakl Herrery. Estera roi o ustroniu, w którym będzie mogła ukryć się przed światem i nie jest w tym wcale odmienna od wielu innych kobiet. Choć znajdą się takie, dla których miłość to okazja do popisu próżności albo lukratywny kontrakt. W przeciwieństwie do zachłannego Lucjana dziewczyna imponuje rozbrajającą, wręcz dziecięcą szczerością, zna miarę swojego upodlenia i niskości instynktów, które dotychczas wiodły ją od rynsztoków do łożnic, teraz natomiast  musi się zmierzyć z bezmiarem nieszczęścia, postępując w cieniu, jaki rzuca jej reputacja.

Oślepiona własnym upadkiem rozpocznie nowe życie, jako marionetka w rękach fałszywego Hiszpana, wkraczając na stopnie jednoczesnego oduczania i nauczania. Dysonans osobowości i pragnień, niepodzielność pneumy i somy, okażą się dla niej nieomal zabójcze i jedynie zbawcza siła Miłości jest w stanie ją ocucić. Warunkowana do nowych, precyzyjnie określonych zadań, podlega całkowitej reifikacji, jest tylko ubezwłasnowolnionym rekwizytem w rękach surowego księdza. Potulność i ślepe oddanie odarte są z wiary w możliwość przedłużenia jałmużny szczęścia z Lucjanem, a co dopiero w możliwość jego trwania.

Miłość Estery jest fenomenem Miłości najprawdziwszej, niezgłębionej, przenikającej cały krwioobieg, oplątującej ściśle umysł. O ile u Lucjana jest to namiętność katastroficzna poprzez zaburzenie percepcji i nieszczerość, o tyle dziewczyna kocha bezwarunkowo, świadoma nieuchronnego zmierzchu idylli.


„Wielkie damy, moje dziecko, są wielkie, bo umieją spełnić obowiązek w każdym położeniu i zawsze z godnością”
[Ibidem, s.217]

Ckliwe i gładzone idealizmem oblicze kobiecej Miłości uosabiają także inne postaciach kobiece, jakże różnorodne, a spojonych marzycielskim rysem eskapistycznych rojeń o ucieczce przed światem na łono niezmąconej harmonijnej sielanki, ukrytej przed światem w nieprzeniknionym kokonie kostiumu czy maski incognito. W przywołanych słowach matki Klotyldy mieści się również miara tych kobiet, dla których wyrzeczenie przyjemności i posłuszeństwo jest równe godności i należy nadmienić, że Drętwa, choć zawieszona na granicy demoralizacji, zachowuje honor aż do końca.

Klotylda de Grandlieu,  odznacza się iberyjską urodą, niestety niwelowaną przez aparycję szparaga, lecz brak kobiecych wdzięków rekompensuje roztropność, inteligencja, gruntowne wykształcenie i lojalność. Miłość, jaką darzy Lucjana przesycona jest rozsądkiem dojrzałości, brakiem złudzeń i posłuszeństwem wobec rodziców.  Z kolei Lidia, córka pana Peyarde, należy do poetycznych blondynek, rozkochanych w kwiatach, również wszechstronnie wyedukowana i oddana bezgranicznie ojcu. Wychowana we flamandzkiej czystości, zamknięta pod opieką wiernej piastunki Katt kocha z daleka, a dystans jej uczucia, choć idealizujący, przenika zaufanie do czułego ojca Conquoelle, którego jedyny przejaw chciwości podyktowany był niezgłębioną miłością do jedynaczki. 
  
„Czemu nie kochamy tych, którzy nas kochają? ostatecznie, robią wszystko, by się nam przypodobać…”
[Ibidem, s.251]

Powie Estera o swym wielbicielu, zadając równocześnie pytanie, które nie może odbić się bez oddźwięku we wrażliwej duszy. No właśnie? Dlaczego? Baron de Nuncingen to nobliwy staruszek, który przejedzony życiowymi rozkoszami nie upatruje w życiu żadnej rozrywki. W świecie jemu podobnych kobiecie narzuca się rolę breloczka albo źródła utrzymania, barwnego urozmaicenia monotonnego życia odmierzanego rozkoszami, których matowość i niewyraźność smaku dręczy jeszcze bardziej niż ich brak.

Baron sam przyznaje, że aż do przypadkowego spotkania Estery trwał w nieświadomości, czym jest Miłość, teraz definiując ją jako „to coś, z czego się chudnie”. „Zakochany do utraty pieniędzy”, mizerniejący z dnia na dzień, budzi szczerą troskę przyjaciół i oddanej żony Delfiny, przy czym warto dodać kilka słów o wyjątkowości więzi baronostwa. Zdroworozsądkowa relacja opiera się na swobodzie i imponującym poszanowaniu praw niezależności. Małżonkowie udzielają sobie opiekuńczych i rzeczowych porad, dotyczących nawet odpowiedniego stroju na schadzki, a sam de Nuncingen w akcie wdzięczności za każdym razem zapewnia solennie swą żonę, że pokryje każdy z jej długów za okazane mu wsparcie. Oczywiście, satyryczny wydźwięk łagodzi nieco lęk o obłęd tych dwojga.

Przypadkowa Miłość de Nuncingena, choć mocno spóźniona, oszałamia szczerością i cierpliwością, a jako taka –  roztkliwia czytelnika, dzięki czemu jego starcze uczucie nie nosi przykrych znamion zwierzęcego pożądania, raczej wydaje się być jakąś sztubacką zachcianką albo kaprysem bogacza. Komizm postaci wzmaga szwargot „polskiego Żyda”, przywołujący skojarzenia z językiem nieporadnego dziecka albo trudności, jakie napotyka cudzoziemiec w krainie Miłości i w gruncie rzeczy obnaża infantylność namiętności, które owładnęły baronem po niewczasie. Starzec dokładnie planuje, jak uszczęśliwić panią swojego serca, miłosne podboje przekuwając w zwycięstwa finansowe. Niestety, jego zabiegi budzą w Esterze pusty śmiech szyderczyni, w której litość miesza się z obrzydzeniem i niezwalczoną pogardą – nie tylko do amanta, ale również do siebie samej. Niezgoda na taki stan rzeczy przyjmie obrót tragiczny.

Miłość Nuncingena to Miłość milcząca, dzielnie znosząca cierpienie i niespodziewanie obejmująca zarówno sferę ducha, jak i ciała. Podobna jest do miłości psiej – oczekującego, niezdrowego przywiązania, a ciekawość tej formuły znajduje apogeum w finale powieści, gdzie ofiarą staje się chart Romeo – smakosz trucizny z dłoni zrozpaczonej właścicielki.
„Szczęście nie posiada historii; bajkopisarze wszystkich krajów zrozumieli to tak dobrze, że zdania: Byli szczęśliwi! zamyka wszystkie przygody miłosne.”
[Ibidem, s.66]

Przewrotność polega na tym, że scenariusz romansu Estery i Lucjana pisze sam Herrera, któremu nie wymknie się ze szponów nawet jedna jego nić. Grożąca przesłodzeniem baśniowość historii tych dwojga,  ulega odwróceniu, trzymając czytelnika w niepewności – bowiem Herrera aranżuje wszystko jako szczęście chwilowe, choć należy przyznać, że w serwuje je w świetnej, pastelowo awanturniczej otoczce.



Książka składa się z dwóch części, obrazujących najpierw przeanielenie się Estery i jej późniejszą wewnętrzną szamotaninę, płonne próby dotrzymania wierności dawnej sobie – odkrytej i oczyszczonejPożegnanie z Lucjanem zostaje podcięte brzytwą cynika i przypalone planem mariażu z Klotyldą. Podział powieści wzmacnia wydźwięk dwóch form istnienia kochanki paniczyka. Estera, dla której przywdzianie zrzuconego kostiumu jest niewyobrażalne i równoznaczne wyrzeczeniu się Lucjana, a więc samej siebie – w budzącej sprzeciw i rozpacz czytelnika uległości zostaje skazana na niewiernośćHiszpan jest rozdawcą krótkotrwałej łaski.

Herrera to nikczemny wirtuoz tożsamości i nowych żyć. Proteuszowa zmienność, jadowity cynizm, wężowa nieuchwytność i hipnotyczna siła sprawiają, że budzi on niepokojący respekt. Zbiegły galernik Jakub Collin, pan Vautrin z pensjonatu pani Vaquer, człowiek o tysiącach twarzy – niezmienne pozostaje tylko jego kamienne druzgoczące wejrzenie beznamiętnych, a przepalających na wskroś oczu. O litą skałę jego bezwzględności rozbijają się wszelkie sentymenty. Skuty zbroją niejasnych intencji, wyrastających z pragnienia władzy, upatruje w Lucjanie przedłużenia własnego istnienia. Losy jego i młodzieńca przenikają się wzajemnie, w świadomości zaś Herrery zdała się nastąpić transpozycja śmiercionośnych ambicji w papierową postać chłopięcej marionetki, którą rozpuszcza w przepychu, pozorze łatwo osiągalnych zbytków. Równocześnie Hiszpan sam roztapia się w uroczej postaci młodego amanta.

Przebogate instrumentarium Herrery obejmuje kostiumy, fortele i szantaże, a także biografie z wyrafinowaną precyzją wyzyskiwacza narzucane kukiełkom. Geniusz zbrodni splata przemyślną sieć informatorów, pilnie strzeżony przez pasterskie psyEuropę, której przebiegłość łasiczki wynika z porzuconej profesji szwaczki i modystki oraz Azji, kucharskiej arcymistrzyni o miedzianym obliczu.
Nakreślona przez Balzaca panorama Paryża połowy lat 20. XIX w., obejmuje przepych salonów, szklarniowy zaduch buduarów, komedianctwo bywalców operowych i teatralnych foyer. Otrzymujemy również bilet do kuluarów, gdzie narrator obnaża siłę koneksji, majątku oraz często fabrykowanego szlachectwa. To epoka mdłego zblazowania w interesowności, czas całopalenia własnej osobowości, wyrzeczenia się poglądów i wolności. Metryka nie ma tu najmniejszego znaczenia  - żądze zamieniają młodych w starców i statecznych notabli w płochych młokosów, nadając nową formę toposom puer senex i puer aeternus. Kwiat młodzieży za największy z błędów uważa powściągliwość i przezorność jako prostą drogę do zgnuśnienia w nudzie, tępiącej dowcip, zaszczepiającej tchórzostwo zamiast ujmującej dezynwoltury. Powaga jest grzechem na miarę histerii i asekuranctwa. Dodatkowo Balzac zaprawia swoją historię zawodowymi tajemnicami paryskiej policji. Zaułki pulsujące nierządem i zbrodnią – „żywą raną stolic”, zaludnione zastępami prostytutek, stręczycieli i zbrodniarzy elektryzują degeneracją i moralnym brudem.
„Blaski i nędze życia kurtyzany” stanowią przewrotne studium lawinowych namiętności – o takim właśnie katastrofalnym finale, roztaczając przed czytelnikiem garderobę pełną masek, za jakimi ukrywa się Miłość. Królowa uczuć zostaje zobrazowana jako potęga zwęglająca serca i umysły, ocean nieuniknionego bólu, na który możemy przyzwolić w imię chwilowej – lecz obezwładniającej euforycznym upojeniem – przyjemności lub posłuchać głosu rozsądku, przemawiającego za solidnością przyszłości. Pobrzmiewa w słowach Balzaca zarzut przeciwko ówczesnej obyczajowości, ale również ponadczasowa niezgoda na hipokryzję, poprzestawanie na zmysłach i redukcję ukochanej istoty do stylowego wypełnienia pustki własnego życia. Portret kobiety, często kreślony w niewybrednych słowach przez okrutne i wiedzione namiętnościami lwy salonowe ukazuje je jako drapieżniczki, ale Miłość jest bronią obosieczną. Otrzymujemy również wyraziste podobizny mężczyzn, wiedzionych na smyczy pożądliwości, nie zawsze pewnych swych kierunku swych zapędów, gotowych dla krotochwili poświęcić majątek.

Autor: Honoré de Balzac
Tytuł: “Blaski i nędze życia kurtyzany”
Tytuł oryginału:  Splendeurs et misères des courtisanes”
Wydawnictwo: Książka i wiedza
Strony:264 
Ocena:5/7

Czy również poznaliście zawoalowane oblicza Miłości, odkrywane w „Blaskach i nędzach życia kurtyzany”? Zamyślam się głęboko, spoglądając w lśniące oczy zakochanych i zastanawiam się, jaką może być ich miłość – chcę wierzyć, że tą skończoną, nie narażającą na męczarnie niepewności i rozpacz rozstania… Nie chcę posuwać się do impertynencji, pytając o Waszą definicję Miłości, natomiast ciekawi mnie, czy celebrowaliście tę serdeczną okazję, która w krajach Orientu przybiera wdzięczną formę Białego Dnia?

Ulotne i rzeźwiące, skrzące mrozem
całusy miętusy


Karpacka Biel

2 komentarze:

  1. Chyba w zbyt młodym wieku wzięłam się za książkę, niewiele wówczas wiedziałam o świecie, o sobie samej, dlatego nie do końca przekonała mnie ta opowieść. Pamiętam, że dość długo się z nią męczyłam, niewiele wyniosłam z tego studium osobowości, miłości. Ciekawe, jak teraz by mi z tym poszło. :) a odnośnie definicji miłości, nie mam takiej, natomiast mocno identyfikuje się ona w moich oczach z dawaniem siebie, bezwarunkowym oddaniem, ale też i ze zrozumieniem. Kojarzy mi się z mocno nasyconą zielenią. :)
    Bookendorfina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Izabelo, dziękuję Ci za Twoje mądre słowa, nacechowane dojrzałością i jednocześnie subtelnością. To prawda, bywają książki, których czas jeszcze nie nadszedł, a my sami nie jesteśmy gotowi na ich przyjęcie. Też zmierzyłam się z kilkoma z nich, by dopiero w kolejnej lekturze zrozumieć, na czym polegała nasza niezgoda :) Też jestem ciekawą, jak teraz odczytałabyś historię Estery i Lucjana, układana przez bezlitosnego Herrerę i być może kiedyś będę miała okazję się przekonać :)

      Izabelo, Miłość przez Ciebie opisana jest przecudnym zjawiskiem - zgadzam się z nią w pełni i uważam, że powinna ona opierać się na ofiarności oraz zrozumieniu, ale absolutnie obustronnych. Zielona Miłość - brzmi zachwycająco, nasuwając skojarzenia z nieśmiertelnością wciąż odradzajacego się życia, wiosennej nadziei i lekkości <3 Prześliczne i rozczulające wyobrażenie <3

      Najserdeczniej pozdrawiam i życzę Ci bujnej, pachnącej jaśminem Zieleni, jak najgęstszej :)

      Usuń