sobota, 25 marca 2017

Pąsy i pląsy - niespodzianka!

Oczekiwanie to stan dziwaczny, prawda? Z  jednej strony uskrzydla nadzieją, każąc uporczywie wpatrywać się w widnokrąg, z drugiej –  jak wszystko rozwlekane w nieskończoność, przedłużające się zaczyna doskwierać, by w najgorszym wypadku przerodzić się w rozdrażnienie zniecierpliwienia i ziewającą nudę. Czekanie i oczekiwanie to dwa różne pojęcia, bo o ile to pierwsze w moim odczuciu cechuje napięcie narastającej irytacji i rozczarowanie, o tyle w drugim obecna jest radosna ekscytacja, przeczucie nadchodzącego przełomu, przyjemności, nie zawsze dookreślonej, lecz wynagradzającej zawieszenie w niepewności.


Oczekiwanie lubimy celebrować, czynimy z niego uroczysty obrzęd, w którym każdy gest jest literą w złożonym alfabecie naszej kultury. Odliczamy… Ale czy zawsze możemy wszystko zmierzyć? Jesteśmy tacy wygodni, próbując pochwytywać rzeczywistość na arkan definicji i liczb… Istnieje jednak odmiana oczekiwania, w którym nie możemy zdać się na pełnię cyklu, nie możemy cieszyć się ubywającymi ziarnami w przejrzystym naczyniu klepsydry. Wówczas wystawiani jesteśmy na ciężką próbę sił. Bo powiedzcie sami – czy przeczuwając nadejście czegoś, czy wręcz gorączkowo wypatrując jakiegoś fenomenu nie czujecie się niejednokrotnie zmęczeni tym napięciem?



Moje rozważania mają zapach budzących się żywiołów – mazistej gleby, jeszcze nagiej, zbrylonej, lecz już ruchliwej pulchnymi dżdżownicami i wiatru, niosącego od lasu seledynowy zapach zawiązujących się na gałązkach pąków. Wszyscy oczekujemy na Wiosnę, prawda? Ale zdaje się, że w tym roku mocno się spóźnia, albo najzwyczajniej w świecie, igra sobie z nami – szelmutka :D I tego rodzaju oczekiwanie, zdeterminowane niezależnymi od nikogo, prócz zaspanej Natury przemianami należy właśnie do tych, których długości nie sposób określić i w konsekwencji – męczących już samą niewiedzą, mamiącymi zwiastunami nie do końca prawdomównymi.


Roztargniony marzec, początkowo jeszcze szeleszczący tym swoim zielonym paltem, pełnym rosistych źdźbeł, rozgwieżdżonym prymulkami i anemonami zlał się w sepiowe pasmo pośpiechu i czuwania. Sama nie wiem, gdzie zapodziałam się w minionych tygodniach, gdzie uciekł animusz, z jakim przekraczałam próg kolejnego kwartału. Podejrzewam, że wsiąkł razem z drobniutkimi wrzecionami mżawki w wonną życiem ziemię, przygaszony uporczywymi ucieczkami słońca za stada zmierzwionych obłoków, uciekających przed zgrzebłami wciąż obnażonych drzew. No właśnie – bieg rzeczy nadal trwał, bo naczelną zasadą oczekiwana jest to, że biegnie ono równolegle do naszych żyć – paradoksalnie wypełnia je sobą, ale przecież nie uwalnia od obowiązków. Jeżeli tak jak ja cierpicie na punktualność, to zapewne każda oznaka spóźnialstwa zasługuje w Waszych oczach na potępienie. Ja jednak z wielkopańskim gestem wybaczam Marcowi, ale zawdzięcza to on jedynie złocistym refleksom zaskoczenia i wdzięczności, które po raz kolejny zostały mi ofiarowane przez moją Wspaniałą Wróżkę, Klaudynę. Wiecie już, że poprzednim razem podarowała mi historię Milevy, która tak mocno mnie pochłonęła i zabarwiła moje wzburzenie niesprawiedliwością współczuciem. Dziś chcę się z Wami podzielić (i pochwalić) kolejnym przebogatym podarunkiem, za który najszczerzej, z głębi całego mojego mizernego jestestwa dziękuję. Jej przesyłka rozkruszyła nużące oczekiwanie na wiosnę zachwycającą niespodzianką! A było to tak…



Pewnego dnia, Klaudyna zapytała o interesujące mnie książki wydane przez Papierowy Księżyc – wydawnictwo, które bardzo wysoko sobie cenię, bynajmniej nie dla samej wdzięcznej nazwy. Jednym tchem wymieniłam powieści, które i u mojej Dawczyni Uśmiechu i Urzeczeń cieszą się poważaniem, a wiedzcie, że jej rekomendacjom zawsze można zaufać, jako rzetelnym, opierającym się na głębokim doświadczeniu, a gruntowne zaplecze koneserki wzbogaca olbrzymia wrażliwość na Piękno i emocje, wysnuwane z szeleszczących i wonnym drukarską farbą kartek. Kiedy więc Klaudyna zupełnie nieoczekiwanie zaproponowała mi wysyłkę – przeszył mnie dreszcz strachu (bo jak ja się odwdzięczę?), euforii (otrzymam prezent z rąk Osoby, która jest jedną z Najjaśniejszych Gwiazd w wielu dziedzinach), wstydu (bo czyż zasłużony to podarunek?), a na twarzy wykwitł rumieniec wdzięczności, którego koralowość wzmagał uśmiech kojącej świadomości istnienia Duszy Życzliwej i Pokrewnej.

Czy poetyka superlatywu nie zaciera aby kwintesencji tego gestu? – możecie zapytać, a ja z chęcią, dumą i z niezachwianą pewnością dumą Wam odpowiem – nie. Ponieważ słowa i tak nie odzwierciedlą kryształowości tego inspirującego i ubogacającego gestu, zasiewającej we mnie maleńkie jeszcze, lecz odważnie pnące się ku górze ziarenko zdolności do czynu, przejmującej pragnieniem przekucia go w rzeczywistość… Ale to dopiero mglisty projekt, więc zamilknę, by kontynuować mą opowieść o Zachwytach pierwszej próby, migoczących zaskoczeniem i rozsadzanych niewiarą w czarowny czwartkowy sen.



W tamto słotne popołudnie wróciłam zupełnie wyczerpana, wyzuta z sił fizycznych i wiary w lepszy piątek, a mój zmęczony wzrok prześlizgnął się po pochylonych kielichach kremowo-jagodowych tulipanów i opadł na paczkę – kanciaste zawiniątko o przyjemnej barwie zbożowej kawy. Tekturowy prostopadłościan okazał się być dosyć ciężkim i nie musiałam nawet czytać listu przewozowego, by domyślić się, któż to stoi za tą najsłodszą z niespodzianek, wieńczących okropny, bezlitosny dzień. A właściwie to pastwiący się nade mną cały tydzień. Przesyłki dla mnie Mama zawsze eksponuje w jakiś sposób, dzieląc ze mną radość z ich rozpakowywania, poprzedzoną uroczystym obwieszczeniem: „Paczka!”. Tym razem jednak Mama była nieobecna, a ja porwałam paczkę i gdy emocje opadły usiadłam w swej mansardzie. Tam, zanurzona w bezczasie ciszy, lecz rozsadzana tysiącem najrozmaitszych emocji, wpatrywałam się w oficjalny beż tektury, by w końcu z namaszczeniem dobrać się do wnętrza celulozowego pancerza.



Miałam pewność co do otrzymania jednego z tytułów, lecz nie domyślałam się nawet bogactwa enigmatycznego pudła. Nie, nie miałam żadnych oczekiwań. Roszczenie sobie pretensji, zwłaszcza wobec podarunków nie należy w mojej naturze, lecz skarb, ujęty z wielką pieczołowitością w kartonowe objęcia przerósł wszystko, co mogłam sobie wymarzyć i nadal uważam, żeby się z tego bajecznego snu Życzliwości, Wdzięczności i głębokiej sympatii oraz podziwu nigdy nie wybudzić. Dlatego stawiam kroki ostrożnie, staram się nie obijać o ściany i kanty stołów, włosy szczotkuję z pietyzmem, by niespodziewany ból nie wytrącił mnie z mojej wizji. Niech trwa ten sen o tetralogii wzruszeń i literackiej lukullusowej uczcie!


Klaudyna zna mnie jak nikt – wybrała dla mnie aż cztery pozycje, z których pierwsza, już przeze mnie pochłaniana to literackie i bibliofilskie arcydzieło, jednoczące doskonałość ilustracji z absorbującą, porywającą historią chłopca, zawieszonego pomiędzy jawą a snem. O tej książce Patricka Nessa marzyłam, pragnęłam jej silniej, niż można to wyrazić, a jednak coś ciągle stało na przeszkodzie. "Siedem minut po północy" wybiło dzięki mojej Gwieździe i od piątkowego poranku przemierzyłam całe kaniony największej trwogi, przejęcia i niepewności, ale o tym jeszcze Wam opowiem z największą przyjemnością… Dość rzec, że lekturą się zachłysnęłam i nie potrafię przestać o niej myśleć. Zresztą – nawet nie chcę pozbywać się ze swego umysłu tego, co przebudziło się pod igłą monochromatycznego uwikłania, niezgody i niezrozumienia oraz dezorientacji. Kwintesencja dążenia ku prawdzie, relatywność pojęć, oniryczność… Oto, co otrzymujemy sięgając po powieść Nessa.



Kolejną pozycją jest również powieść operująca perspektywą dziecięcą, eksploatująca dziedziny trudne, odmęty zgody na śmierć, rozpiętej na nici rozstań, przemilczeń, stłumionych emocji i braku artykulacji tego, co koniecznie powinno być wypowiedziane. Przeczuwam tu kondensację niezgody, zagubienie i niezrozumienie dla krzywd zamiatanych pod dywan, przysłanianych pozorem normalności. Jaki bolesny to adres, wskazywany przez dziesięcioletniego Jamiego – "Moja siostra mieszka na kominku", uruchamiający natychmiast odruch defensywny, każący wyprzeć bodaj cień przeczucia, że kiedykolwiek miałabym rozstać się z moją własną Siostrą.  Pobrzmiewa w tym tytule zapowiedź dziecięcej niewinności, ale i dojrzałości oraz racjonalizmu, porządkującego wydarzenia i sięgającego po abecadło pierwotnych pojęć, odnoszących się wprost do rdzennych znaczeń słów.



"Ladacznica" elektryzuje pokusą, przeradzającą się opętanie żądzą posiadaniaprzedmiotów i cudzego człowieczeństwa. Mocno mnie intryguje ta powieść, spodziewam się odnaleźć w niej gorycz strącenia w upodlenie aż na samo dno degeneracji – lecz nie tej toczącej zwyrodniałą moralność. Nie, raczej dewastację zatracanej z biegiem lat własnej osobowości. Na ile bowiem możemy zachować samych siebie, ciągle gnani głodem posiadania? Na ile oddajemy siebie, żeby zaspokoić braki, potrzeby prowokujące kolejne pragnienia, na ile pozwalamy na grabież w imię zadośćuczynienia urastającym do obsesji zachcianek? A w tym wszystkim lśni jeszcze gdzieś, pod warstwami błota, w mieliznach rynsztoków kobiecość – zadeptywana przez mężczyzn, tak łatwo zaspokajających swoje instynkty… To będzie opowieść trudna, rozjątrzająca zapewne, a cierpienie współodczuwania pogłębi jeszcze więź z dorastającą na naszych oczach bohaterką, która od razu zdała mi się być przeciwieństwem Denise z „Wszystko dla pań” Zoli. Czy słusznie? Już niebawem się przekonam 💝

"Dziewczyna z sąsiedztwa" zapraszam nieco trwożliwie, ale częstuję ją także radosnym uśmiechem uniesienia, zwłaszcza że powieści grozy to gatunek traktowany przeze mnie po macoszemu – z moich obaw o nadmierność emocji? Sama nie wiem. W każdym razie, spragniona jestem historii o Meg i Susan, obnażającej po raz kolejny dziecięcą odporność na pozór, przenikliwość i poznawczą czystość. Mam świadomość, że będzie to lektura pochłaniająca i przetrawiana przez długie godziny, w których długo jeszcze będę wpatrywać się niewidzącym, szklistym wzrokiem w teraz jeszcze nieskazitelny grzbiet i okładkę, rozbudzającą pytania fotografią spętanych ostrym sznurem dłoni. Lękam się już teraz swego własnego przerażenia w poszukiwaniu odpowiedzi na rosnące przede mną zagajniki z pytajników.


Jeżeli chodzi o wybór pierwszej lektury – nie musiałam stawiać czoła dylematom, natychmiast zatracając się w historii Conora. Jaką okładkę natomiast będzie miała Przyszłość? Tego nie wiem. Opadam w głąb pewności, że pomimo geograficznego dystansu – mamy tę radość, że możemy przeglądać się w swoich Zwierciadlanych Duszach. Często narzekam na współczesność, jako czas przeniknięty technologią, lecz bez niej, nigdy nie mogłabym poznać tak światłych, kochanych i życzliwych mi osób, a przecież wiem, że ta nasza społeczność to istny skarbiec. Klaudynie jeszcze raz pragnę najserdeczniej podziękować i dziękczynieniem będę pieczętować każde przeczytane zdanie. Przez dwa ostatnie wieczory trwałam nieporuszona, ponad ułożonymi równo na pościeli książkami, kontemplując urzeczowioną głęboką sympatię, otwartość i pogodność, nie mogąc pojąć cudowności chwili.



Nie mam wątpliwości, że każda z ofiarowanych książek stanie się przyczynkiem głębokiej zadumy i ciekawa jestem, czy Wy którąś z nich znacie? Jeżeli tak, podzielcie się proszę swymi wrażeniami. Naturalnie, będę ich szukać w Waszych gościnnych królestwach, ale chętnie poznam Wasze spostrzeżenia już teraz, w najszybszej chyba formule.



Przez kolejne dni będę stale uciekać w lekturę, ozłocona uśmiechem najbogatszego człowieka na planecie, a w jasnej głowie rozbrzmiewa stale fantastyczna, krzepiąca myśl, że są takie Osoby, które wszystko zamieniają w Dobroć. Urokliwa to postać szlachetnego Midasa, przekuwającego czyny na Najczystszą Radość. 

Dziękuję! 

P.S. Koniecznie zapoznajcie się z wrażeniami samej Klaudyny - są zaklęte w tytułach kolejnych powieści. Noty, jakie otrzymały, nie pozostawiają wątpliwości! 

Z mocą niewyobrażalnej wdzięczności

puszyste buziaki szaraki

Karpacka Biel

15 komentarzy:

  1. Wspaniałe książki do Ciebie dotarły, mnóstwo naprawdę fascynującego zaczytania. Twoja radość z otrzymanych przygód czytelniczych całkowicie zrozumiała, sama ją niejednokrotnie odczuwam, kiedy ktoś zdecyduje się podarować mi książkę. :) Powieść "Siedem minut po północy" zauroczyła mnie swoim klimatem, cudownym pomysłem na rozmowę o śmierci, lękiem i strachem przed nią, a także utratą najbliższej osoby. :) Chętnie bym zanurzyła się w "Dziewczynie z sąsiedztwa", wydaje mi się, że byłby to miło spędzony wieczór z dreszczową otoczką. :)
    Bookendorfina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Izabelo, dziękuję Ci najserdeczniej i z wciąż nie gasnącym uśmiechem za współdzielenie ze mną radości z otrzymanej przesyłki. Och tak, ksiażka to chyba jedna z najwdzięczniejszych form, jaką przyjąć może podarunek :) Ja dotychczas książki otrzymywałam wbrew pozorom rzadko, a te tutaj to wręcz ekstrakt najrozmaitszych emocji :) Przeczytałam juuż dwie z nich...
      "Siedem minut po północy" skradło moje serce onirycznym przemieszaniem światów oraz trudną drogą ku rozstaniu. Skreśliłam nawet, niesiona czytelniczym zachwytem i bezradnością zarazem, kilka słów pod zapisem Twoich spostrzeżeń na temat opowieści Nessa. Miło było powrócić znów do Twojej recenzji :)

      "Dziewczyna z sąsiedztwa" nie zawiodłaby Twooich oczekiwań :) Rzekłabyn nawet więcej: to byłby wieczór w dreszczowej gęstej mgle i parności przerażenia. Przynajmniej dla takiego tchórza, jak ja - był :D Życzę Ci, byś mogła poznać "Dziewczynę z sąsiedztwa" jak najszybciej :)

      Usuń
    2. Mam nadzieję, że uda się szybko zorganizować z książką spotkanie. :) Pozdrawiam ze słonecznym uęmiechem. :)

      Usuń
  2. wow ale neispodzianka!!! ja osobiscie rowniez lubie to wydawnictwo. wlasnie czytam to i owo i chcialaby mkeidys ladacznice :) bede czekac na wiesci do Ciebie aby moc sobie podpatrzec :) milo czytac ze komus cos sprawilo radosc. pozdrawiam i zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dario, jakże miło czytać mi słowa Twojego zachwyconego zdumienia <3 Tak, Papierowy księżyc nie może nie wzbudzać sympatii i cieszy mnie, że również i Ty należysz do jego zwolenniczek. Nie mam wątpliwości, że znajdę u Ciebie mnóstwo cennych rekomendacji, polecających publikacje właśnie tego wyjątkowego wydawnictwa.

      Oczywiście - przybędę z wieściami już niebawem, ponieważ dwie powieści już domknięte - lecz z jakim poruszeniem :D Postaram się, byś nie czekała na zapis moich wrażeń zbyt długo, choć ostatnio nieco się zaniedbałam (niestety!).

      Dziękuję gorąco za pozdrowienia, a z zaproszenia zamierzam skorzystać jak najprędzej ;)

      Usuń
  3. Kochana moja! Tyleż cudnych słów, na które nie zasługuję! Pąsowieję, ale jednocześnie uśmiecham się, myśląc o tym, jakie wspaniałe uczty literackie na Ciebie czekają! Mam nadzieję, że lektury te Cię nie zawiodą i że podbiją Twoje serducho równie mocno jak moje. To przewspaniałe, głębokie, interesujące książki, o których latami nie da się zapomnieć.

    Życzę Ci najcudowniejszych wrażeń i dziękuję, że obsypałaś nas mnóstwem cudownych zdjęć!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Klaudyno, moja Najwspanialsza! Oczywiście, że na każde z tych słów zasłużyłaś! <3 Wszystkie przecież wyczarowane zostały Twoją serdecznością i doskonałą znajomością moich czytelniczych pragnień (oraz życiowych, bo przecież taki dar to po prostu pełnia szczęścia zaklęta w niepozornym pudełeczku).
      Jestem już po dwóch powieściach otrzymanych od Ciebie. Obydwie, choć z różnych przyczyn, kazały mi zaciskać aż do bólu zęby i pięsci, wstrzymywać odddech. Łez nie wstrzymywałam... Bezsprzecznie - kolejne dwie również odcisną się głęboko zarówno w moim sercu, jak i pamięci.

      Klaudyno, wiesz, co jest w tych książkach najpiekniejsze (codziennie witają ze mną dzień i żegnają go, ponieważ usytuowałam je naprzeciw łóżka)? To, że każda z nich jest teraz bezcenna naszą wspólną historią, nadpisaną na ich kartach <3 <3 <3

      Dziękuję po milionkroć (a niech moje słowa zwielokrotni wieczorne echo). Zamierzam jak najczęściej obsypywać Cię mnóstwem fotografii i mam nadzieję, że nie zawiodę Cię w tym punkcie, ani w żadnym innym. <3 :)

      Usuń
    2. Obsypuj mnie fotografiami ile wlezie! Czerpię z tego niebywałą przyjemność :)

      Usuń
  4. Bardzo przyjemnie czytało mi się Twój post. Doskonale ujęłaś to co czuję, kiedy sama na coś czekam. Życzę Ci udanej lektury, z pewnością będą to wartościowe książki. Mnie spośród nich interesuje na razie tylko Ladacznica, ale nie wiem kiedy uda mi się ją przeczytać.
    Pozdrawiam :)
    http://the-book-huntress-reviews.blogspot.com/
    http://the-book-huntress-reviews.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi z kolei niezmiernie miło było uraczyć Cię moją opowieścią, - dziękuję za Twoją obecność i Twoje serdeczne słowa :) Cieszy mnie zarazem, że udało mi się pochwycić te pozornie ulotne skłębienie uczuć towarzyszących czekaniu.
      O tak, moge śmiało zapewnić, że podarowane książki, które przebyły tak daleką drogę, są pełnowartościowe. Niebawem zabieram się za lekturę "Ladacznicy", więc będę chciała jak najszybciej usmierzyć Twoją ciekawość :) Wydaje mi się, że ta książka zasługuje na uwagę i wkrótce zweryfikuję ten domysł z najwyższą starannością, a wynikami się z Tobą podzielę.

      Usuń
  5. Entuzjazm i radość aż pulsuje w tym wpisie :)

    Czytałam dwie z czterech książek, które zasiliły Twoją biblioteczkę - "Moja siostra mieszka na kominku" i "Dziewczyna z sąsiedztwa" - obie zrobiły na mnie wrażenie, chociaż ta druga nieco większe. Emocji jest w nich sporo i ciekawa jestem Twoich wrażeń. Na pewno przeczytam "Siedem minut po północy", bo już na mnie czeka na półce.

    Myślałam ostatnio o Tobie, przy okazji lektury "Zimowej opowieści" Marka Helprina, bo to taka historia, w której - mam przeczucie - świetnie byś się odnalazła. I o zatraceniu w technologii też tam jest, a całość ma taki baśniowy klimat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu, dziękuję Ci najszczerzej za Twoje przemiłe słowa. Sprawiłaś mi nimi ogromną radość :) Jakże mogłabym trwać obojętna wobec tak cudownej przesyłki - emocje nadal nie opadły i każdego dnia uśmiecham się do otwieranych tomów, choć lektura ich momentami jest aż rodzierająca od gwałtownych wzruszeń. Nie mam jednak wątpliwości, że rozumiesz moje uniesienie <3

      "Moja siostra mieszka na kominku" jeszcze czeka w kolejce (ale trudne to i wyczerpujące oczekiwanie), natomiast "Dziewczyna z sąsiedztwa" jest już domknięta i przyznaję Ci rację - emocje są olbrzymie, a nie wydaje mi się, by ich natężenie w najbliższym czasie prześcignęła jakaś inna publikacja. Kasiu, to opowieść mrożąca krew w żyłach takiemu tchorzowi, jak ja :)
      "Siedem minut po północy" jest opowieścią przecudnej urody, choć bolesną, ale wierzę, że spodoba Ci się tak samo, jak i mnie, że zauroczy Cie jej oniryczno-baśniowy charakter... Będę chciała jak najszybciej podzielić się tutaj swoimi wrażeniami na temat tej ubogacajacej i rozrzewniajacej powieści.

      Kasiu, słowa domykające Twój komentarz zupełnie mnie ujęły <3 Jakże mam wyrazić tkliwość uśmiechu, z jakim je przeczytałam? Chyba tylko dziękując... Zatem "Zimową opowieść" dopisuję do książek, które koniecznie muszę poznać. Będę jej poszukiwać i mam nadzieję, że nie będą to poszukiwania bezowocne. :)

      Usuń
    2. Będę czekała na Twoje wrażenia z książki "Siedem minut po północy", bo już ją sobie położyłam na półce nad łóżkiem wśród lektur na najbliższy czas :)

      A "Dziewczyna z sąsiedztwa" przeraża tym bardziej, że inspirowana jest prawdziwymi wydarzeniami.

      Usuń
  6. Nigdy o tym nie myślałam, ale masz rację - czekanie i oczekiwanie to dwa różne stany. Czekam, aż ugotuje się kasza, wybije godzina ulubionego programu, przyjdzie mój gość. Niecierpliwię się i nie lubię czkać. Oczekuję zaś rzeczy wielkich i zaplanowanych. Wyjazdu na weekend, wyjścia z przyjaciółmi, wybrania się na słodyczowe zakupy. W międzyczasie snuję plany, sporządzam listy, nastrajam się pozytywnie i ekscytuję. Oczekiwanie to dobry stan.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olgo, jak miło mi czytać, że również dostrzegasz tę różnicę, a na dodatek podobnie odbieramy te dwa stany :)

      Czekanie, nawet jeżeli ma mieć rezultat tak smakowity, jak ulubiona potrawa, kojący, jak spotkanie z przyjacielem, czy pozwalający się przenieść do innej rzeczywistości poprzez niewyszukaną rozrywkę z natury rzeczy jest nużące. Z kolei oczekiwanie - pełne ekscytacji, która w jakiś magiczny sposób skraca czas, w przeciwieństwie do czekania, które je rozciąga w nieskończoność. Wydaje mi się, że przyczyną tego czarodziejskiego zagięcia czasoprzestrzeni jest własnie nasza radość wpisana pomiędzy linijki planów, układanych z fantastycznym namaszczeniem :)

      Usuń